Jedna sytuacja

Człowiek w przestrzeni, przestrzeń w człowieku

Autorska wystawa prac Jolanty Johnsson w ZPAP Warszwa, 2013

Obco brzmiące nazwisko może być mylące, to pełnej krwi Słowianka, która miała możliwość w odpowiednim czasie poszerzać swoją wiedzę wizualną przebywając przez dłuższy czas poza Polską. W moim odczuciu mocno się ta możliwość wryła w jej pamięć i mentalność podchodzenia do tematu w twórczości. Skandynawia to obszar chłodny dla mieszkańca Europy z niższych południków, choć blond czupryny ich mieszkańców mogą o tym nie świadczyć. Kraina chłodna mentalnie, chłodna w ocenach, ale skłonna przyjąć każdą odmianę z otwartymi rękoma. Gdybym nie poznał Finów, Szwedów i trochę Duńczyków nic bym w tym miejscu nie mógł powiedzieć. Zapomniałem o Norwegach, ich miałem możność poznać poprzez kontakt z prof. Oskarem Hansenem podczas swoich studiów w ASP w Warszawie. To nie to samo, ziarno zasiane na innym gruncie może dać nieoczekiwane owoce.

Żeby być uczciwym w tym, co zamierzam zrobić, muszę na wstępie przyznać, że Jolę Johnsson od pewnego czasu znam osobiście. Fajnie jest znać twórców, którzy tworzą sztukę i za ich pośrednictwem dzielić się swoimi doświadczeniami, wtedy ma się większą możliwość czytania intencji zawartych w powstającej twórczości.

Na wstępie ustalmy kryteria oceny. Obrazy w swojej ocenie dzielę na dwie grupy, energetyczną i tą, która tej ocenie nie ma szans być poddana. Co kryje się za tą energetycznością? Jeśli nic nie dzieje się z odbiorcą, nie czuje on żadnych niepokojów w obcowaniu z dziełem, to znaczy, że energetyczna łączność jest wyzerowana. Jeśli pojawiają się emocje, wtedy mamy do czynienia z dziełem.

To przyczyniło się do tego, bym pozwolił sobie na ocenę prac koleżanki Joli.

w przedpokoju

Zastrzegam, że nie jestem historykiem sztuki, tylko zwykłym odbiorcą prac, które mogę zaakceptować w moim otoczeniu, bądź nie. Historycy sztuki wciąż popełniają podstawowy błąd na siłę szufladkując każdego artystę. Jak można wtłoczyć twórczość tej artystki w  modernistyczny nurt? Wola artysty to jego intelekt, jego doświadczenia związane z warsztatem i tym, czym posiłkuje się lub nie korzystając z twórczości innych artystów.

To się nazywa konsumpcja, połknąć, strawić i plewy, jak sieczkarnia, odrzucić, by nie zaśmiecały pamięci. Nie mam zamiaru z nikim się mierzyć w ocenach i z nikim polemizować, chciałbym to wcześniej przytoczone ciepło energetyczne przywołać, ponieważ tylko tym się kieruję.

Każda praca Joli jest przez nią wstępnie opracowana kompozycyjnie. To podstawa powstawania wszystkich dzieł. Nawet przy największej abstrakcji, obrazem rządzą prawa kompozycji. Od tego są przecinające się linie od jasnej plamy do ciemniejszej, one wytyczają kierunek odczytu i możliwości wtapiania się w dalsze zamysły Artystki. Jola wprowadza nas w świat kolorów łąk wszystkich pór roku. Nie mnie oceniać, na ile to robi intuicyjnie, na ile świadomie, ja je odczytuję i zaczynam wartościować. Stawianie kolorowych kropek, kropka przy kropce, a potem na kropce świadczy o wielkiej odwadze walki z fizycznym rozszczepianiem światła. Ręka i jej zamknięta głęboko wiara pozwala zachowywać się jak kryształ, który ze światłem robi to naturalnie, w myśl zasady praw fizyki. Tak działają na nasze oczy wiszące pałacowe paciorki kryształków na żyrandolach o zróżnicowanym cięciu krawędzi. Jola jest tym magiem, który je zbiera i przekazuje na płótno, ma taki dar, dlatego obcowanie z jej pracami sprawia tyle radości, choć czasami w niektórych pracach stosuje inny zestaw barw, mocno odstających od tych podstawowych do budowy tego, co się chce przekazać. Nie zmienia to odbioru, jest wciąż konsekwentna w nieschodzeniu ze ścieżki kompozycji.

Nie będę wchodził w sferę mentalną, tam są skrytości, których nie odważam się ocenić. One tylko dają świadectwo tego, jak to wrażliwa jest osoba. Stawianie „kropek” na płótnie jest świadectwem cierpliwości. To trzeba umieć, tego trzeba się wyuczyć, by potem móc nas cieszyć swoim punktem widzenia świata. Cieszę się, że jest wśród nas taki twórca, choć technika nie jest obca z przeszłych czasów, to jej wartości trudno nie dostrzec. Wartości dla artystki i dla odbiorcy. Każdy w tej twórczości znajdzie swój kącik spokoju. Polecam obcowanie z tego typu sztuką, uczy szacunku do poświęconego przez Artystkę czasu, którym dzieli się z nami otwierając przestrzenie, których często nie potrafimy dojrzeć.

Często tak bywa, że reprodukcje są lichej wartości, nie widać szczegółów, zwłaszcza, gdy obrazy o wyrazistej fakturze są źle oświetlone. Tę trójwymiarowość fakturalną można ocenić w bezpośrednim kontakcie z dziełem, dlatego zachęcam do wizytowania galerii pod określonym kątem.

http://www.jolantajohnsson.eu/

Zdjęcia: archiwum Autorki